Przejdź do treści

Kiedy o świcie 17 września 1939 r. ambasador Rzeczypospolitej w Moskwie Wacław Grzybowski wsłuchiwał się w odczytywaną mu notę „uzasadniającą” agresję ZSRS na Polskę nie spodziewał się, że bezpośrednio zagrożony jest również on sam oraz personel kierowanej przezeń placówki dyplomatycznej. Sowieci usiłowali bowiem zakwestionować immunitet dyplomatyczny rzeczonego. Uniknął on jednak uwięzienia (a niewykluczone, że także śmierci), o dziwo, za sprawą interwencji dyplomatów niemieckich i włoskich. 

 

Takiego szczęścia nie miał niestety konsul RP w Kijowie Jerzy Matusiński. Zanim jednak przepadł on bez wieści, zgodnie z porozumieniem zawartym z sowieckimi władzami, również on miał dołączyć do polskich dyplomatów w Moskwie, a następnie wyjechać do Finlandii. W zamiarze omówienia szczegółów ewakuacji polskiej placówki z Kijowa Matusiński był wstępnie umówiony na spotkanie z pełnomocnikiem Komisarza Spraw Zagranicznych przy władzach Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. 

 

Ku zaskoczeniu konsula został on na tę rozmowę wezwany o dość nietypowej do takich spotkań porze, bo o 2 w nocy 1 października 1939 r. Co więcej, mimo niewielkiej odległości dzielącej polską placówkę dyplomatyczną od siedziby pełnomocnika, Matusiński wybrał się w tę trasę samochodem. Wkrótce po tym wejście do gmachu konsulatu obstawiło kilku nieznanych mężczyzn.  

 

Pomimo upływu kolejnych godzin wspomniany wciąż nie powracał. Dopiero ok. 9 rano przedstawiciele konsulatu uzyskali możliwość skontaktowania się z biurem pełnomocnika dyplomacji ZSRS w Kijowe. Tym razem zdumienie było po ich stronie, bo jak się okazało, nikt tej nocy Matusińskiego nie wzywał… 

 

W trakcie interwencji Wacława Grzybowskiego u zastępcy Wiaczesława Mołotowa, dobrze mu znanego Władimira Potiomkina (to właśnie on odczytywał wspominaną notę z feralnego 17 września), sowiecki dyplomata deklarował, że władze sowieckie nic o losie Matusińskiego nie wiedzą. Nie wykluczał przy tym, że mógł on zbiec poza granice ZSRS, w czym na swój sposób okazał się prekursorski wobec twierdzeń Stalina z grudnia 1941 r. w myśl których polscy oficerowie z obozów m.in. w Kozielsku i Ostaszkowie zbiec mieli do Mandżurii…

 

Sprawa ponownie została poruszona już po wznowieniu relacji dyplomatycznych Polski i ZSRS w ramach układu Sikorski-Majski (30 lipca 1941 r.). Co prawda Sowieci niezmiennie powtarzali swoją wersję z października 1939 r., niemniej w trakcie formowania Armii Polskiej w Związku Sowieckim w jej szeregach odnalazł się Andrzej Orszyński, jeden z dwóch kierowców towarzyszących Jerzemu Matusińskiemu w trakcie jego „wizyty” u pełnomocnika Mołotowa. Przed jego siedzibą Matusiński i jego kierowcy zostali aresztowani przez sześciu funkcjonariuszy NKWD, a następnie przetransportowani do więzienia przy ul. Korolenki. 

 

Według zeznań złożonych jesienią 1941 r. przez Orszyńskiego kolejne kilka dni po aresztowaniu spędzili w kijowskim więzieniu, po czym 8 października zostali przewiezieni na dworzec kolejowy i umieszczeni w pociągu zmierzającym do Moskwy. Według kierowcy właśnie wówczas widział on Matusińskiego po raz ostatni. 

 

Dalszy los kierownika polskiego konsulatu w Kijowie pozostaje nieznany. Z dużym jednak prawdopodobieństwem podzielił on los wszystkich tych, którym niedane było wydobyć się z „Piekielnego Kraju Rad”. Okoliczność, że pozostawał on pod ochroną immunitetu , najwyraźniej Sowietów kompletnie nie interesowała. 

 

Dla spragnionych wiedzy:

  

P. Olechowski, Konsul Generalny Rzeczypospolitej Polskiej w Kijowie pod lupą radzieckich służb specjalnych w kwietniu 1938 r. w: „Przegląd Wschodnioeuropejski” t. 8, nr 2 (2017): Konsulat generalny Rzeczypospolitej Polskiej w Kijowie pod lupą radzieckich służb specjalnych w kwietniu 1938 r.

 

W. Skóra, Porwanie kierownika placówki konsularnej w Kijowie Jerzego Matusińskiego przez władze radzieckie w 1939 w: Polska dyplomacja na wschodzie w XX wieku – początkach XXI wieku, red. H. Stroński i G. Seroczyński, Olsztyn-Charków 2010, s. 410-437