Przejdź do treści

Kiedy ostatniego dnia września 1939 r. dobiegła końca trzydniowa bitwa pod Szackiem żołnierze Zgrupowania Korpusu Ochrony Pogranicza nie mieli powodów do wstydu. Zdołali odeprzeć atak jednostek ze składu 52. Dywizji Strzeleckiej Armii Czerwonej, przeprowadzili udane natarcie na zajmowany przez Sowietów Szack i po uzupełnieniu zaopatrzenia kontynuowali swój trwający już od co najmniej 21 września marsz.  

 

Przewaga sowieckiego najeźdźcy w ludziach i sprzęcie była jednak zbyt znaczna i stąd dowódca zgrupowania, gen. Wilhelm Orlik-Rückemann, zasadnie przeczuwał, że dotarcie do wyznaczonego przezeń celu, tj. Włodawy (w której stacjonowała wówczas część jednostek Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”), okazać się może wyzwaniem ponad siły jego podkomendnych. Nieprzypadkowo, bo sowieccy dowódcy zamierzali wziąć odwet za doznaną w Szacku porażkę. Dali już zresztą wyraz swojej wściekłości mordując schwytanych KOP-stów w miejscowości Mielniki (29 września 1939 r.). 

 

Kolejnego dnia po bitwie (tj. 1 października) żołnierze Zgrupowania Korpusu Ochrony Pogranicza raz jeszcze skonfrontowali się z czerwonoarmistami. Usiłując dotrzeć do obszarów zajmowanych wówczas przez żołnierzy wspomnianej wyżej grupy operacyjnej natknęli się na sowiecki 253. Pułk Strzelecki, uzupełniony o broń pancerną i artylerie. Zdawać się mogło, że dla wyczerpanych kilkudniowymi walkami i forsownym marszem KOP-stów będzie tego już aż nazbyt wiele. Obrońcy polskich granic podjęli jednak wyzwanie i tym samym, w rejonie Wytyczna, po raz kolejny zwarli się z sowieckimi najeźdźcami. 

 

W toku całodziennych walk zgrupowanie Orlika-Rückemanna utraciło swój potencjał bojowy,  przez co nie zdołało przebić się przez pozycje wroga. Tylko nieliczni (m.in. żołnierze uszczuplonego doznanymi stratami Batalionu „Bereźne”) ewakuowali się ku spodziewanym pozycjom SGO „Polesie”. Sowieckiej niewoli zdołał również uniknąć dowódca zgrupowania. Po licznych perypetiach dotarł on przez Litwę i Szwecję do Wielkiej Brytanii, włączając się jako sztabowiec w wysiłek Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

 

Bitwa pod Wytycznem okazała się zatem heroicznym epilogiem nie tylko epopei zgrupowania Orlika-Rückemanna, ale też Korpusu Ochrony Pogranicza jako jednego z kluczowych przedsięwzięć zaistniałych w okresie międzywojnia w celu ochrony polskich granic. Utworzony we wrześniu 1924 r. uznawany był za formację elitarną, choć służba w jego szeregach, delikatnie rzecz ujmując, nie należała do szczególnie komfortowych. 

 

Ustawiczne zmagania z naruszającymi wschodnią granicę sowieckimi dywersantami (który to proceder był zresztą główną przyczyną utworzenia Korpusu) oraz stacjonowanie w infrastrukturalnie zacofanych regionach kraju (w przededniu niemieckiej agresji część jednostek KOP otrzymała przydziały również na Śląsk, a także znalazła się w składzie garnizonu Rejonu Umocnionego Hel) to tylko ważniejsze spośród wyzwań i niedogodności z którymi zmuszeni byli borykać się żołnierze pełniący służbę w szeregach KOP.  

 

Niemniej chętnych do zasilenia tej formacji nie brakowało, a jej podkomendni nie tylko wykazali się męstwem w zmaganiach z Niemcami (vide dowodzący polską obroną na odcinku Wizny kapitan Władysław Raginis był oficerem ze składu Batalionu KOP „Osowiec”), ale też pomimo miażdżącej przewagi sowieckiego najeźdźcy podjęli trud desperackiej obrony również z tym przeciwnikiem. 

 

Bitwa pod Wytycznem jest tego dobitnym dowodem, a okoliczność, że funkcjonariusze NKWD wręcz z zapamiętałością polowali właśnie na znienawidzonych przez nich KOP-stów jest podkomendnych gen. Orlika-Rückemanna dodatkową nobilitacją. Nic zatem dziwnego, że wielu z nich podzieliło los oficerów Wojska Polskiego, wymordowanych z rozkazu Stalina wiosną 1940 r. m.in. w Katyniu. 

 

Dla spragnionych wiedzy:

 

C. Grzelak, Szack-Wytyczno 1939, Warszawa 2001 

M. Jabłonowski, O Niepodległą i granice, t. IV: Korpus Ochrony Pogranicza, Pułtusk 2001

A. Ochał, Tarcza II Rzeczypospolitej. Korpus Ochrony Pogranicza 1924-1939, Warszawa 2018