Nieodłącznym elementem pochodu Armii Czerwonej z lat 1944-1945 była dokonywana przez jej żołnierzy i służby armijnego zaplecza grabież na gigantyczną skalę. Do tego zarówno pospolita, jak i systemowa. Wystarczy wspomnieć, że w styczniu 1945 r. z obszarów Polski między Bugiem, a Wisłą „krasnoarmijcy” wysłali do Związku Sowieckiego 300 tysięcy paczek ze zrabowanymi dobrami, a już w lutym (tj. w toku zajmowania obszarów na zachód od Wisły) liczba takich przesyłek zwiększyła się trzykrotnie.
Nieprzypadkowo, bo rabowano dosłownie wszystko co przejawiało choćby śladową wartość. Dotkliwie przekonali się o tym mieszkańcy m.in. obszarów Śląska i Pomorza, które już przed II wojną światową znalazły się w granicach odrodzonej Rzeczypospolitej. Sowieci zachowywali się tam bowiem niczym w kraju podbitym. Przy czym Józef Stalin skwapliwie dopilnował, by rabunek w wykonaniu zawsze chętnych ku temu czerwonoarmistów przybrał formę systemową. Zadbano o to już w marcu 1944 r. kiedy to powołano komisję szacującą oczekiwania Kremla w zakresie przyszłych reparacji od Niemiec, które kilka miesięcy później określono na 150 mld ówczesnych dolarów (ekwiwalent współczesnego 2,5 biliona dolarów).
O tym jaki los czeka obszary powojennej Polski można się było przekonać na przykładzie Rumunii. Mimo przejścia tego w swoim czasie wiernego sojusznika Niemiec na stronę antyhitlerowskiej koalicji (co nastąpiło 23 sierpnia 1944 r.) kraj ten nie uniknął rabunków. Wystarczy wspomnieć, że tylko w listopadzie 1944 r. z jego terytorium wywieziono do Związku Sowieckiego m.in. 240 km rurociągów.
W styczniu kolejnego roku, jeszcze przed rozpoczętą dwunastego dnia tego miesiąca ofensywą Armii Czerwonej na obszarach pomiędzy Wisłą, a Odrą, Stalin jednostronnie stwierdził, że za łupy wojenne uznawane będzie dosłownie wszystko. Nad koordynacją przeprowadzanych wówczas grabieży czuwać mieli powołani w tym celu wyspecjalizowani komisarze, których wraz z początkiem marca 1945 r. przetransportowano na w dużej mierze opanowane (pomijając nadal bronione przez Niemców miasta takie jak m.in. Wrocław i Gdańsk) obszary Śląska i Pomorza. Ich zadaniem było rozpoznanie zasobów i wyposażenia m.in. w zakładach produkcyjnych oraz sporządzenie na tej podstawie spisów wszystkiego, co nadawałoby się do wywiezienia w głąb Związku Sowieckiego. Przy czym okoliczność, że dotyczyło to również zakładów na obszarach przyznanych Polsce nie miała żadnego znaczenia. Stalin zastrzegł bowiem sobie rabunek także z tych terenów.
Tylko z trzech miejscowości - w Blachowni Śląskiej, Zdzieszowicach i Policach – tzw. bataliony trofiejne (tj. jednostki Armii Czerwonej wyznaczone do faktycznego szabru) wywieziono 25 000 wagonów zdemontowanego z tamtejszych zakładów wyposażenia. Ogółem z obszarów tzw. Ziem Odzyskanych pomiędzy kwietniem, a początkiem sierpnia 1945 r. przetransportowano do „Ojczyzny Postępu” (jak w sowieckiej propagandzie zwykło się określać „Kraj Rad”) bagatela 142 tysiące wagonów zagrabionego mienia. Ponadto należy do tego dodać kolejne 27 tysięcy wagonów z obszarów, które przed wojną stanowiły terytorium Polski. Sosnowiec, Poznań, Bydgoszcz i Chorzów to tylko część spośród ośrodków miejskich II RP, których infrastruktura padła łupem sowieckich komisarzy.
O dziwo nawet niektórzy spośród polskich protegowanych Stalina ze zgrozą spoglądali na bezwzględną grabież zasobów post-jałtańskiej Polski. Ich zalęknione próby interweniowania na Kremlu standardowo kończyły się fiaskiem. W przypadku cementowni w Opolu oraz zakładów remontowych taboru kolejowego w Ostródzie nie pomogły nawet obietnice Stalina; podobnie jak gliwicka walcownia rur, także te zakłady zostały okradzione, a ich wyposażenie wywiezione na wschód - m.in. do Charkowa i Dniepropietrowska.
Tysiące ton węgla, setki kilometrów torów, dźwigi, obrabiarki i podnośniki to tylko cześć ogromu bogactw zrabowanych na mocy decyzji sowieckiego despoty z obszarów i tak przecież wyniszczonej niemiecką okupacją Polski. Co więcej proceder ten nie ustał po formalnym przekazaniu zarządu nad Ziemiami Odzyskanymi polskiej administracji. Jeszcze przez kilkanaście miesięcy po zakończeniu wojny sowieccy komisarze z obszaru tzw. Enklawy Polickiej (tj. miasta Police i jego okolic wyłączonych spod zarządu polskiej administracji) kontynuowali demontaż m.in. miejscowej fabryki paliw syntetycznych. Dopiero 25 września 1946 r. obszar ten został przekazany polskim władzom.
Dla spragnionych wiedzy:
D. Kaliński, Czerwona zaraza. Jak naprawdę wyglądało wyzwolenie Polski, Kraków 2017
K. Kersten, Rok pierwszy, Warszawa 1993
B. Musiał, Wojna Stalina 1939-1945. Terror, grabież, demontaże, Poznań 2012