Sowiecka inwazja na Polskę 17 września 1939 r. stanowiła złamanie paktu o nieagresji pomiędzy ZSRS a Rzeczpospolitą, który obowiązywać miał do 31 grudnia 1945 r. Na Kremlu nie oparto się jednak pokusie udziału w kolejnym rozbiorze Polski. Zgodnie z kontynuowaną przez komunistów biurokratyczną tradycją imperium Romanowów, również Stalin zażyczył sobie prawnego „uzasadnienia” dla jawnego pogwałcenia prawa międzynarodowego.
Nocą z 16 na 17 września 1939 r. przekonał się o tym Wacław Grzybowski, polski ambasador w Moskwie. Ku swemu zaskoczeniu ten doświadczony urzędnik państwowy (wcześniej był m.in. dyplomatą w Czechosłowacji) został wówczas obudzony i pilnie wezwany do siedziby sowieckiego Komisariatu Spraw Zagranicznych. Jak wspominał Grzybowski: „Spojrzałem na zegarek. Była godz. 2.15 w nocy, a więc pora niezwykła dla tego rodzaju zaproszeń”.
W trakcie spotkania z zastępcą Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych (tj. Wiaczesława Mołotowa), Władimirem Potiomkinem, poczucie konfuzji polskiego dyplomaty jeszcze się zwiększyło.
- Byłem przygotowany na złe wiadomości – kontynuował swoją relacje polski dyplomata – lecz te, które czekały na mnie, były jeszcze gorsze.
Okazało się bowiem, że sowiecki dyplomata usiłuje wręczyć Grzybowskiemu notę Mołotowa uzasadniającą „wkroczenie” Armii Czerwonej na terytorium zmagającej się z Niemcami Rzeczpospolitej.
Wedle odczytywanego przez Potiomkina dokumentu państwo polskie nie wytrzymało próby w zbrojnej konfrontacji z III Rzeszą i faktycznie przestało istnieć. W obliczu tej sytuacji władze sowieckie nie mogły pozwolić sobie na komfort bezczynnego jej się przypatrywania, obawiając się o los mieszkańców „Zachodniej Białorusi” i „Zachodniej Ukrainy”. W „trosce” o zamieszkujące te obszary „bratnie narody” białoruski i ukraiński władze sowieckie zdecydowały się wziąć je pod swoją „opiekę”. Wprost rzecz ujmując była to nieumiejętnie zawoalowana agresja sowiecka.
Wsłuchując się w odczytywaną mu notę, Grzybowski nie omieszkał wskazywać na nieprawdziwość zawartych w niej twierdzeń:
- Zaprotestowałem gwałtownie przeciwko kłamstwu, wskazując na przykład Serbii i Belgii, które okupowane były w czasie poprzedniej wojny, a przecież nikt nie uznał, że przestały istnieć jako państwa.
Grzybowski kategorycznie odmówił przyjęcia noty, oświadczając, że może jedynie powiadomić polski rząd o sowieckiej agresji. Po opuszczeniu gmachu Komisariatu (co nastąpiło niebawem po godz. 4 nad ranem) ambasador wysłał wiadomość o zaistniałej sytuacji do szefa polskiej dyplomacji Józefa Becka. Dotarła ona do Becka dopiero po godz. 11, tj. w momencie, gdy Armia Czerwona zgrupowana w dwóch frontach – Białoruskim i Ukraińskim – parła w głąb polskiego terytorium. Przy czym działo się to w momencie, gdy pomimo licznych strat regularne oddziały Wojska Polskiego wciąż stawiały Niemcom zacięty opór, bronił się Hel, Modlin, Lwów, a nade wszystko Warszawa
Nieprawdą były również odczytane przez Potiomkina twierdzenie jakoby polskie władze opuściły już jej terytorium. Nastąpiło to dopiero na wieść o sowieckiej agresji, która przekreśliła koncepcje utworzenia bastionu polskiej obrony na południowo-wschodnim krańcu Rzeczypospolitej.
Dla spragnionych wiedzy:
M. Kornat, Polska i Europa 1938-1939. Cztery decyzje Józefa Becka, Gdańsk 2024
Sowiecki sojusznik Hitlera 1939. Najazd 17 września we wspomnieniach obrońców i relacjach świadków, wybór i opis fotografii: Anna Król, Warszawa-Kraków 2020
W. Włodarkiewicz, Przedmoście rumuńskie 1939, Warszawa 2001
Na fotografiach:
Zastępca Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych ZSRS Władimir Potiomkin.
Ambasador RP w Moskwie Wacław Grzybowski.
Wacław Grzybowski jako Poseł RP w Pradze.
Jednostki Armii Czerwonej „wkraczają” do wschodnich województw II RP.
Jednostki Armii Czerwonej „wkraczają” do wschodnich województw II RP.
Czerwonoarmiści demontują polskie instalacje graniczne.