Zbrojna konfrontacja do której doszło w dniach 7-10 września 1939 r. w rejonie Wizny nie przestaje wzbudzać emocji. Z jednej bowiem strony jest to wdzięczny temat dla tzw. pogromców mitów. Z drugiej zaś fakt, że względnie niewielkie zgrupowanie obrońców zdołało tak długo powstrzymywać natarcie przeważających sił Wehrmachtu, ogniskuje uwagę pasjonatów wojskowości.
Nie da się przy tym ukryć, że do spopularyzowania tego epizodu wojny obronnej 1939 r. przyczyniła się grupa muzyczna „Sabaton”, w której repertuarze znalazł się utwór pt. „40 do 1”. To właśnie w tym utworze szwedzcy muzycy dali wyraz swojemu podziwowi dla podkomendnych kapitana Władysława Raginisa (oficera Korpusu Ochrony Pogranicza), którzy łatwego zadania nie mieli. Przydzielony im odcinek w rejonie rzeki Narwi i Bagien Biebrzańskich nie był bowiem właściwie przygotowany. Sześć ciężkich schronów (w tym schron dowodzenia w okolicy wsi Góra Strękowa), stanowiące główną linię obrony, nie były w pełni wyposażone. Polskim żołnierzom brakowało zaś m.in. tornistrów, a nawet tzw. żabek do bagnetów.
Kłopot w tym, że liczące ok. 700 poborowych zgrupowanie (ta liczba wciąż pozostaje dyskusyjna) zmuszone było stawić czoła natarciu ponad 40 tys. niemieckich żołnierzy XIX Korpusu Armijnego, wyposażonych w ok. 350 czołgów, a przy tym dysponujących wsparciem artyleryjskim i lotniczym. Przewaga w sile ognia była zatem druzgocąca, a ponadto wspomnianym związkiem taktycznym dowodził gen. Heinz Guderian, jeden z najbardziej błyskotliwych umysłów niemieckiej armii w okresie II wojny światowej.
XIX Korpus wsparł wówczas większy związek operacyjny, tj. 3. Armię, nacierającą z Prus Wschodnich w kierunku Północnego Mazowsza i Podlasia. Wyznaczonym jej zadaniem było oskrzydlenia i eliminacji polskich jednostek wchodzących w skład m.in. Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew”. W następnym etapie zamierzano nacierać od północy na Warszawę, by wraz m.in. z operującą od południowego zachodu 8. Armią opanować polską stolicę. Na tę właśnie okoliczność polscy sztabowcy opracowali plan obrony m.in. na linii Narwi, jako że w sierpniu 1915 r. Niemcy zajęli Warszawę jednostkami maszerującymi właśnie od strony Prus Wschodnich. Ten kierunek uderzenia 3. Armii niemieckiej nie był zatem dla strony polskiej zaskoczeniem.
Nie przewidziano jednak, jak niesprzyjające okażą się warunki terenowe. Oto bowiem wyjątkowo upalne lato wspomnianego roku wpłynęło na znaczne obniżenie poziomu Narwi oraz osuszenie okolicznych bagien. Zabrakło również odpowiedniego wyposażenia obiektów fortecznych w lekką artylerię. Mimo splotu tych niesprzyjających okoliczności kapitan Raginis nawet nie myślał o niewywiązaniu się ze swojej powinności. Ograniczone możliwości przeprawy przez Narew (a przez to niedogodne warunki do rozwinięcia przez Niemców natarcia z uwzględnieniem ich liczebnej przewagi) stwarzały jednak szansę stronie polskiej na przedłużenie oporu.
Już w pierwszym zwarciu polskich zwiadowców z awangardą XIX Korpusu (do którego doszło 7 września) boleśnie dało się odczuć przewagę ogniową agresora. Twardy opór obrońców Wizny mocno jednak skonfundował gen. Guderiana, obawiającego się dalszych opóźnień w forsowaniu Narwi, a tym samym zaburzenia planu szybkiego natarcia Niemców na kierunku Łomża-Tykocin-Białystok. Ta z kolei okoliczność dałaby czas na zorganizowanie polskiej obrony na wschód od Bugu, a tym samym przedłużenia kampanii w Polsce, co mogłoby spowodować niepożądane reperkusje międzynarodowe (m.in. aktywizacje zachodnich sojuszników Rzeczypospolitej). Należało zatem działać jak najszybciej.
Jak się jednak okazało obrońcy Wizny nie mieli w planach spełniać oczekiwań Guderiana i pomimo intensywnego ostrzału artyleryjskiego oraz ataków z powietrza 9 września okazał się dlań dniem nad wyraz frustrującym. Nie udało się wówczas bowiem przełamać polskiej obrony. Jakby tego było mało, podkomendni kapitana Raginisa zadali szturmującym Niemcom znaczne straty. Według jednej z wersji polscy obrońcy uszkodzili tego dnia czternaście niemieckich czołgów.
Przewaga w ludziach i sprzęcie była jednak zbyt miażdżąca. Tragiczny (acz zarazem heroiczny) finał obrony rejonu Wizy rozegrał się we wczesnych godzinach porannych 10 września. Właśnie wówczas Niemcy otoczyli ostatni z dotąd niezajętych schronów, usytuowany w pobliżu zabudowań Góry Strękowej. To właśnie tego obiektu bronił raniony dzień wcześniej kapitan Raginis, od którego zażądano poddania się. W przypadku odmowy zagrożono wymordowaniem wziętych do niewoli obrońców pozostałych schronów. Nie były to puste groźby, bo Niemcy podczas kampanii wrześniowej dopuścili się na polskich jeńcach wojennych licznych zbrodni (m.in. w okolicy Ciepielowa).
W obliczu szantażu Raginis zezwolił swoim podkomendnym na opuszczenie schronu. Sam jednak, jak niegdyś pierwowzór skądinąd znanego Michała Jerzego Wołodyjowskiego i jego przyjaciela Ketlinga, zginął śmiercią samobójczą, wysadzając się granatem. Ślubował bowiem albo wybronić powierzony mu rejon, albo polec w walce. Jego doczesne szczątki (odnalezione dzięki staraniom Stowarzyszenia Wizna 1939) uroczyście pochowano dopiero w 10 września 2011 r.
Tragizm przemieszany z bohaterstwem dzielnego oficera (a także dowodzonych przezeń żołnierzy) nieprzypadkowo wzbudził skojarzenia z opisanymi przez starożytnego dziejopisa Herodota wydarzeniami do których doszło latem 480 r. p.n.e. w tesalskim przesmyku Termopile. Dlatego obronę Wizny zwykło się określać mianem „polskich Termopil”, w analogii do spartańskich wojowników, którzy stawili czoła przeważającej silę perskiego władcy Kserksesa.
Dla spragnionych wiedzy:
T. Jurga, Obrona Polski 1939, Warszawa 1990
Z. Kosztyła, Obrona odcinka „Wizna” 1939, Warszawa 1976
A. Zawilski, Bitwy polskiego września, Kraków 2009